Psy szczekają, karawana jedzie dalej. Choć dożyliśmy czasów, w których nawet megakorporacje formatu Electronic Arts idą w pospolitym ruszeniu przeciw infantylizacji elektronicznej rozrywki oraz
Psy szczekają, karawana jedzie dalej. Choć dożyliśmy czasów, w których nawet megakorporacje formatu Electronic Arts idą w pospolitym ruszeniu przeciw infantylizacji elektronicznej rozrywki oraz wydawniczemu lenistwu, seria "Call of Duty" pozostaje Jerrym Springerem gier wideo. W 2025 roku, gdy kolektywnie zwracamy się w stronę poważniejszych narracji i na mocy nostalgicznych tęsknot rozliczamy branżę, z taśmociągu, Activision wjeżdża z pstrokatą konfekcją dla nie-wiadomo-kogo. W grze brakuje tylko salw śmiechu widowni i dźwięków puzonu. Cała reszta jest.
Treyarch Invention
Kolportowana po internecie scena, w której drużyna chwackich wojaków mierzy się z gigantycznym kaijū o twarzy Michaela Rookera, pochodzi z fabularnej kampanii. Jej kontekst będzie oczywisty dla kogoś, kto zna cykl "Black Ops" – nie brakowało w nim bowiem ani halucynogennych gazów bojowych, ani wypraw w zakamarki podświadomości. Ewidentnie świadomi estymy, jaką cieszy się seria, twórcy miksują wątki z poprzednich części i fundują nam sentymentalną wycieczkę po własnych śladach. Tyle że zamiast pulpowej fantazji na temat długich cieni zimnej wojny przesłaniających futurystyczną geopolitykę dostajemy pływające w horrorowym sosie skrawki wspomnień oraz powidoki znacznie lepszych gier.
Treyarch Invention
Żeby nie było – widać tu zrąb ciekawej historii, zaś opowieść o naparzaniu do demonów przeszłości z cekaemu ma kilka intrygujących, fabularnych założeń. Tym większa szkoda, że niemal każdy element scenariusza układa się w mozaikę wątpliwych artystycznie decyzji. Jedną z nich są fatalnie pomyślane nawiązania do kultowych misji – z armią żywych trupów szturmującą bramy obozu pracy w Workucie na czele. Inną – koncepcja, by mięso armatnie wyciągnąć z najciemniejszego pawlacza science-fiction oraz kina grozy.
Treyarch Invention
Na papierze nigdy nie było gorzej. W praktyce – niesławna kampania z "Black Ops III" wydawała mi się jeszcze słabsza, choć i tu, i tu mamy do czynienia z obezwładniającą nudą. To zresztą efekt generalnej strategii twórczej – cała fabuła jest ledwie zawoalowanym samouczkiem, wprawką do do innych trybów. Niektóre z poziomów to delikatnie przemeblowane mapy z multiplayera. Są też takie, w których wyrabiamy kilometry na mapie z Warzone’a. Lepiej przygotujcie suchy prowiant.
Treyarch Invention
Mimo kilku ciekawych bajerów (hakowanie celów, zróżnicowane umiejętności specjalne i multum pomocniczego sprzętu), strzelanie do gąbczastych przeciwników sprawia umiarkowaną frajdę (sorry, ale jestem prostym gościem, dla którego kula w łeb równa jest śmierci). Tymczasem na walki z bossami spuszczę zasłonę milczenia. Platformówkowa konstrukcja tych pojedynków (trzy fazy przerywane starciem z legionem mobów) zamienia je w orkę na ugorze, nie wspominając nawet o fakcie, że miejsce połowy z nich jest w "Destiny" albo "Plants vs Zombies".
Treyarch Invention
Wieńczący kampanię Endgame pozostaje marną nagrodą pocieszenia. Choć – podobnie jak w fabule – możemy śmigać i strzelać w czteroosobowym zespole, zabawy tu tak naprawdę niewiele: ot, wykonywanie rozsianych po mapie misji, ulepszanie ekwipunku, zgarnianie fantów i ewakuacja z placu boju. Trudno oprzeć się wrażeniu, że całość powstała głównie po to, by w ogniu rywalizacji z konkurencyjnym "Battlefieldem" faceci z kalkulatorami mogli pochwalić się rozmiarem gry oraz liczbą atrakcji. Tak, "Black Ops 7" jest największym "Call of Duty" w historii. Moje gratulacje.
Treyarch Invention
Frustrację towarzyszącą zmaganiom w kampanii łagodzą przyzwoicie zaprojektowane tryby gry wieloosobowej. Na prawach historycznej sinusoidy wracamy do dynamicznej rozgrywki, w której refleks i celne oko są równie istotne co świadomość przestrzeni i strategiczny zmysł. Feeling giwer jest doskonały, możliwości ich customizacji robią wrażenie, zaś ganianie po ścianach i tzw. omnimovement, choć nie muszą podobać się każdemu, otwierają zabawę na zaskakujące zmiany rytmu i tempa. Nowe, zremiksowane i klasyczne mapy zaprojektowano tak, by wykorzystywały zarówno szybkość i zwrotność naszych wojaków, jak i ich zróżnicowany arsenał.
Treyarch Invention
Kontrowersje związane z matchmakingiem uwzględniającym kryterium umiejętności gracza raczej rozejdą się po kościach – gra najzwyczajniej w świecie daje nam wybór. Podobnie zresztą jak przedpremierowe obawy o chaotyczną rozgrywkę. Wszystko w multiplayerze "Black Ops 7” dzieje się na podwójnym przyspieszeniu, a jednak, jakimś cudem całość nie przypomina gry w zbijaka i festiwalu przypadkowych zgonów. Z kronikarskiego obowiązku wspomnę też, że debiutujący tryb Skirmish to bubel. Pojedynki dwudziestu na dwudziestu mają letnią temperaturę – brakuje tu zarówno epickiej skali rodem z "Battlefielda", jak i dynamicznej rozgrywki z klasycznych deathmatchów. Z kolei pomysł, by progres na koncie był wspólny dla wszystkich trybów, to miecz obosieczny. Z jednej strony – zachęca do zagrania w kampanię. Z drugiej – zachęca do zagrania w kampanię.
Treyarch Invention
Wizytówka gier studia Treyarch, czyli tryb Zombie, powraca do korzeni znanych z TranZitu i "Black Ops II". Bujanie się po bezdrożach krainy umarłych w opancerzonej furgonetce, zamienianie hord żywych trupów w krwawy kisiel i rozwiązywanie skomplikowanych zagadek logicznych to kapitalna zabawa z grupką przyjaciół i jej marna namiastka z przypadkowymi graczami. I choć szanuję ludzi, dla których "zombiaki" to sedno każdej odsłony "Black Ops", to trudno z pokerową twarzą budować markę wokół nich.
Treyarch Invention
Activision Blizzard ma do dyspozycji trzy rotujące studia, które pracują przy serii "Call of Duty" od blisko dwóch dekad. I szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jakim cudem są w stanie w tym trzyletnim cyklu wydać grę świetną ("Black Ops 6"), koszmarną ("Modern Warfare III") oraz pełną tylu chybionych pomysłów, że przekraczającą dozwolone granice ambitnej porażki. Rewolucyjna wyłącznie na papierze, wyrosła z intelektualnego lenistwa oraz koncepcyjnej fuszerki, "Black Ops 7" to bezdyskusyjnie, bez cienia wątpliwości, jedna z gier, które powstały. Prawdopodobnie najlepsza od czasu "Black Ops 6". I do czasu "Black Ops 8".
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu